3.0

A ona szłą blisko Mefa.
- Pójdziemy po coś do jedzenia?

- A na co masz ochotę?

- Jajecznicę z szynką, pomidorem i cebulą. I soczek do picia...

Zabrałem ją więc do kuchni, by powalczyć z gotowaniem.

Ona stwierdziła, że umie sobie zrobić jajecznicę i że im zrobi.

Cóż, wolna wola, niech się panna popisze.

Więc się popisała swoim daniem popisowym.

Jajecznica. Pochwaliłem, bo dobra jajecznica.

Tak, jajecznica. Lepiej wychodzą jej już tylko płatki.

Zawsze to coś, można przeżyć. Po śniadaniu, wciąż w pidżamach, przetransportowaliśmy się do sypialni.

Ale ona chciała w sypialni jeść...

No to z jedzeniem. Wcześniej przygotowanym.

I dziewczę było zadowolone, że może jednocześnie wykonywać dwie ulubione czynności.

Leżeć w łóżku i jeść. A do tego film. I ciepły, tulący ją mężczyzna obok.

Dokładnie. Pełnia szczęścia. Prawie. Brakuje nowego lisa i szopa.

Ma mój puszysty ogonek. Jak u wiewiórki, ale ciemno fioletowy, nie wściekle rudy czy szary.

Ogonek robił za ogrzewacz nerek.

Leżeliśmy więc tak wtuleni jedząc, rozmawiając i oglądając filmy. Czas mijał dość miło, ale na szczęście nie pędził zbyt szybko.

Bo ktoś go spowalniał.

Ciii. Niech nie narzeka.

Przecież nie narzeka.

I dobrze. Po południu wycieczka do kuchni, zabranie zapasów w postaci chipsów, soku i kanapek, powrót do sypialni.

Dokładnie. I Vic takie spędanie wolnego czasu bardzo się podobało

- Może jutro narty? - spytałem, opierając policzek o czubek jej głowy.

- Łyżwy...